niedziela, 29 marca 2015

Ciążowe Irytacje.

Poznałam kiedyś dziewczynę, która promuję siebie jako wegetariankę, teraz już wegankę. Pozytywnie nastawioną do świata istotę, o kolorowej duszy i byciu ciągle szczęśliwą. Wszędzie i wszystkim pokazuje kogoś kim nie jest.  A bez skrupułów zabiła swoje nienarodzone dziecko. Nie oceniam jej, nie potrafię zrozumieć hipokryzji. Zakłamania. Nie rozumiem po co ludzie Tworzą w okół siebie iluzję, inną rzeczywistość. Gdybym ja usunęła ciążę, to w życiu nie zaznałabym już szczęścia. Nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz, nie mogłabym spać. Nie mogłabym istnieć. Jest dla mnie oszustką. Zwykłą osobowościową oszustką. To jest mentalne monstrum. Chwilami siedząc na przeciwko niej, pijąc herbatę słucham tego co mówi. "Ciąża, to piękny stan". Co ona pierdoli. Zabiła własne dziecko, jakim prawem wypowiada się na temat ciąży. Na temat tego, że nie chciałam zajść w ciąże. Irytacja. Pełna Irytacja. Jestem w 23 tygodniu ciąży, miotają mną hormony. Irytuje mnie wiele spraw, wiele rzeczy. Pewnie jak przeczytam to za rok, złapię się za głowę. Bo co mnie obchodzi cudze życie. Jednak teraz irytacja jest tak silna, że generuje z mojego umysłu słowotok pełny nieprzyjemnych emocji. Przeczytałam dziś na forum, jak to ojciec uczy swojego małego syna wędkować. Zadawać cierpienie niewinnym stworzeniom dla własnej przyjemności. Nie wyobrażam sobie uczyć moich dzieci takich rzeczy. To okrutne. Samo uczenie dzieci tego, ze świnie, krowę i kurczaka się zjada jest okrutne. Kiedyś sprawy, które nie dotyczyły mnie i  mojej rodziny mnie nie obchodziły, Teraz czuję, że to się zmieniło. Boję się trochę swojego podejścia do tych spraw. Boję się fanatyzmu w każdej postaci. Boję się, że mięsożercy staną się dla mnie gorszym gatunkiem. A powoli zaczynam tak myśleć.

Joszko

Bycie matką nie może wykluczać mnie jako mnie. Jestem bałaganiarą, spotykam się ze znajomymi, zajmuję się swoimi pasjami. Czasem nie chce mi się żyć. Czuję się pogubiona, załamana i argumenty "Jesteś matką, masz dla kogo być silna"... mnie nie nie przekonują..
Bycie matką nie oznacza, ze człowiek staje się cyborgiem. Robotem. Jak można powiedzieć, że nie chciało się dziecka. No do cholery można, bo się go nie chciało. Genialny artykuł, polecam dla wszystkich tych, którzy mają sobie coś za złe w macierzyństwie. Każdy ma prawo do słabości, do przeżywania nieprzyjemnych emocji, do bycia wściekłym na swoje dziecko, ma prawo wydrzeć się w niebogłosy jeśli po raz setny prosisz, by pozbierało klocki a ono tego nie robi.
Czasem mam napady żalu do siebie o różne rzeczy, o błędy, które popełniłam. Mam prawo do tego, żeby tak się czuć, ale mam też prawo do popełniania błedów.
"Mam prawo, do dobrej zabawy, do najbardziej ciężkostrawnych myśli, nawet, mam prawo mieć prawo, mam prawo płakać, mam prawo się wstydzić"
Pidżama Porno
I kocham Zuz i Joszka w brzuchu, mimo tego że go nie chciałam. Nie chciałam tak bardzo, że chciałam usunąć ciąże. Byłam załamana, zagubiona i sama, na walizkach. Z 3,5 letnią Zuz u boku. Byłam prawie gotowa to zrobić. Powstrzymał mnie mój wegetarianizm. Tak wegetarianizm. Bo jakim cudem nie jem zwierząt, ponieważ nie chce ich mordować. Dlaczego więc miałabym zamordować własne nienarodzone dziecko. Nie miłość do dziecka wtedy mnie powstrzymała. Teraz się narodziła. Gdy czuję jego ruchy w brzuchu, słyszę bicie serca na usg. Jestem w szpitalu, bałam się, że coś mu się stanie. Tak na prawdę dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo go już kocham. I dziękuję Bogu, że powstrzymał mnie od tego. 

Nadeszła burza po ciszy.

Stało się. Nadeszła burza po ciszy. Lekkim powiewem wiosennego wiatru, zdmuchnęła ogromny pałac z układanych od dawna kart. Każda karta była starannie ułożona w poczucie bezpieczeństwa, spokój ducha. Ogromny pałac runął z hukiem. Zalany nawałnicą brudnego deszczu. Wszystko stało się kupą papierowego bagna. Nietrwałego. Bo kto kazał budować mi dom z papieru? Król i Królowa.. Do karty karta. Pssst.. Szepnęło przeznaczenie..Jeśli gównem się urodzisz, kanarkiem nie umrzesz.. Ale jak to? Przecież urodziłam się kanarkiem? Przeznaczenie miało złe informacje.. Jednak czasu już nie cofnęło. Siedziałam z Zuz na tej wielkiej, rozmokniętej kupie papierowej papki i nie znałam odpowiedzi na żadne jej pytanie. Kiedyś szłam z nią za rękę, pod ogromną górę, niosąc plecak pełen kamieni. Gdy dotarłam na szczyt byłam z nas taka dumna. Po drodze jadłyśmy banany, świeciło słońce.. Siedziałyśmy nad strumykiem, do którego po kolei wrzucałyśmy ciężkie kamienie z przeszłości. A teraz, plecak znów napełnił się kamieniami, a my siedzimy tutaj bez poczucia bezpieczeństwa i bez słońca na horyzoncie.. Niedługo na świat przyjdzie Joszko. I razem z nami zanurzy się w bagnie. Co mogę im dać? Co mogłam im dać? Przepraszam.